piątek, 22 lutego 2013

Testowanie.

                                      Pomijając fakt że kserokopiarka zrobiła mi na jakiś czas jajecznicę z mózgu, postanowiłam napisać post, taki z życia, o życiu.

Naczytałam się ostatnio o beznadziei, nudzie, powtarzalności dni i postanowiłam przetestować te tematy na emerytach czyli na moich rodzicach. Zapytałam wprost czy cierpią na nudę a oni zaczęli śmiać i postanowili mi opowiedzieć co robili w sobotę. Szczegółowo, ja opiszę ogólnie bo dosyć hardcorowa to opowieść. W każdy weekend zajmują się sąsiadem staruszkiem, który cierpi już na demencję poza tym ma wycięty pęcherz moczowy. W tygodniu przychodzą opiekunki i jego siostra też starsza pani, więc moi rodzice jak to zwykle na kłopoty Janek i Alinka, ochoczo zgodzili się pana dwa dni w tygodniu doglądać i karmić. Sobotnia sytuacja dotyczyła tego,  że gdzieś zapodział pampers i nastąpił potop ( no i tu są te szczegóły, które pomijam) sytuacja została opanowana, tata zaprezentował mi gumowe rękawice przygotowane na takie sytuacje a mam opowiedziała jak po wszystkim sąsiad ją przytulał i głaskał  po włosach rękami po potopie. Resztę dnia spędziła w wannie.

W tygodniu też się nie nudzą bo dla odmiany doglądają spraw ciotki, która  od siedmiu lat leży sparaliżowana, gotują obiady dla całej rodziny (na zamówienie), koordynują wszelkie sprawy do załatwienia dla całej rodziny, kłócą się miedzy sobą i starają się do nikogo nie wtrącać.  Więc w zasadzie mowy nie ma o jakiejś powtarzalności. A i jeszcze mają obowiązki towarzyskie względem dziadka, który strasznie się wkurza jak w codziennej gonitwie zapominają poświęcić mu czasu na rozmowę. 

Później testowałam jeszcze inne tematy, bieżące kontrowersyjne, historyczne kontrowersyjne i doszłam do wniosku, że ich blog byłby zdecydowanie ciekawszy od mojego. Po cichutku  postanowiłam czerpać z nich inspirację.



wtorek, 19 lutego 2013

Załącznik

                                                   Do poprzedniej notki.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Kwestia przyzwyczajenia.

Musiałam napisać w pracy coś na komputerze koleżanki. Wszystko mnie bolało. Oczy, bo inna szata graficzna, inny program. Łokcie, bo oparcia za wysoko. Dłoń, bo myszka nie blacie tylko na szufladce. Tyłek, bo krzesło nie takie. Kręciłam się, wierciłam w końcu przeniosłam się z całym plikiem, na moje miejsce. Co za ulga. O, mam lepszy widok niż ona, czyli fotomoto wodospad na kalendarzu zamiast szafy.
W sklepie samoobsługowym gubi mnie zmiana ustawienia towaru, z obsługą - zmiana ekspedientki.W nowym telefonie zmiana rytmu wystukiwania sms-ów. Parę jeszcze innych spraw. Żyję na pamięć, z odruchu, z przyzwyczajenia.
Takie są objawy zewnętrzne, a co jest w środku? Strach pomyśleć. Nie, nie chodzi o to że chcę się zmienić. Przeraziło mnie to, że być może "myślę na pamięć", bo tak wygodniej, nic nie przeszkadza, nie uwiera w tyłek. Jeżeli trafi się coś nowego ustawiam w szeregu podobnych innych spraw, tak żeby nie wystawało, równiutko, zgodnie z przyjętą wiele lat temu strategią.

Zatem dzisiaj w ramach odbiegania od przyjętego schematu, bez muzyki za to o sobie. Tylko co jeżeli odbieganie od schematu stanie się normą?

piątek, 15 lutego 2013

Absurd i dekadencja.




                                             Szkwał.
Skąd się wziął? Zwykle nicki to jakieś zlepki przypadków, większe mniejsze skojarzenia,  szarady, odbicie cech istniejących i tych projektowanych. Szkwał ma swoją historię, która wiąże się z większą historią ale nie z tą ogromną. A było to tak: za górami, lasami, wiele wieków temu, kiedy hasło "telefony komórkowe dla wszystkich"  plasowało się gdzieś między latającymi samochodami i Jamesem Hetfieldem z krótkimi włosami (co notabene nadtopiło niespodziewanie szybko),  w akademiku, kiedy bywałam piękna i młoda. Drzemałam sobie zapewne przemęczona zbyt intensywną nauką, w czasie gdy  reszta bandy rozwiązywała krzyżówkę, ktoś przeczytał hasło " silny i niespodziewany wiatr na jeziorze" i odpowiedziałam przez sen  szkwał . Potem to do mnie przylgnęło, a "szkwał" stał się synonimem szybkiej, błyskotliwej i niespodzianej wypowiedzi. 

Fascynująca opowieść, prawda?  Było wesoło, nauka była nieodzownym elementem aczkolwiek nie dominującym. Nawet jak człowiek bardzo się starał czasu nie starczało na muzykę, dzikie tańce, czytanie, picie, niekończące się rozmowy, spacery, absurdy i dekadencję.

Już po trzydziestce, dzieciata, po lampce koniaku  miałam interesującą rozmowę z panem przełożonym w wieku starszym. Delikatnie z klasą tłumaczył mi na okrętkę jakie to są niesamowite plusy romansu z mężczyznami bardzo dojrzałymi, z silną pozycją społeczną i finansową. Zapytałam jakie konkretnie to korzyści. Na przykład kolacja w drogiej restauracji albo nowa bluzeczka. Przekleństwo Szkwała to wyobraźnia z wizualizacją. Zobaczyłam siebie wysztafirowaną w nowej bluzeczce wcinającą wygłodniałą jakieś krewety i dostałam ataku śmiechu. Rozmowa się zakończyła i więcej podobnej nie było.

W sumie mogłam się bardziej przyłożyć, na tych studiach, później, uczyć się dniami i nocami, walczyć pracować w święta i weekendy. Miałabym teraz mnóstwo modnych bluzeczek, wielki odpicowany dom, lato w Egipcie, zima w Tyrolu. 

Teraz mam szafę galaktykę od obowiązujących trendów, wycieczki w Polskę, czas dla dzieci i moje osobiste poczucie humoru. 

O żartowaniu miała to być notka ale się zmieniło.

środa, 13 lutego 2013

To nie jest melodia o specyficznych fobiach...........


     
  ........ ani o bliskim końcu świata.

    Prawda jest taka, że rękami i nogami bronię się przed wnikaniem w siebie, analizą, opowiadaniem o sobie. I tak sobie ubzdurałam w jakimś międzyczasie, że muzyka właśnie jest takim moim odbiciem. Ulotną chwilą mojego objawienia. Więc tak szukam, słucham, dobieram, śmaiać mi się z tego chce ale nie potrafię przestać.

Zostań


czwartek, 7 lutego 2013

Duality czyli jedność dwojaka albo dwuznaczność jedności.

                                                  Mocno mi się wbiły te dźwięki. Głos do trzewi.
    Dzisiaj mija pięć lat od dnia kiedy moja siostra zaczęła pracować w tej samej firmie co ja. Właściwie wcześniej pracowałyśmy w tej samej branży nigdy jednak razem. Kontakt też zawsze miałyśmy dobry. Jednak ta myśl, że będziemy razem mnie przerażała. Kurcze, normalnie byłam zazdrosna. O co? Że ona tylko moja, powiernica, przyjaciółka, druga strona mojego życia, przeniknie w świat dostępny tylko dla mnie. Moja praca, szef, koleżanki. Ta prywatna moja część stanie się publiczna. W dwie strony, moje osobiste koleżanki staną się jej koleżankami. A może nie? Może jej nie zaakceptują? Albo będą ją oceniać przez pryzmat mojej osoby? Faktycznie na początku było dziwnie, taki absurdalny rodzaj napięcia. Teraz po pięciu latach widzę same plusy. Jesteśmy tak bardzo podobne a jednocześnie niesamowicie różnie. Mówią na nas crazy sisters. Mamy wspólne koleżanki, świetnie dogadujemy się w sprawach służbowych i prywatnie.

   Powinien być jakiś morał z tej historii? Być może dla każdego inny, dla mnie to taka refleksja dotycząca właśnie pewnej jedności w obrębie której, jest miejsce na zachowanie różnic.


Żyrafo jeżeli zajrzysz, to trzymam kciuki za Ciebie.

sobota, 2 lutego 2013

Ból głowy.

        Podobno jak ma się czterdzieści lat człowiek nic nie musi pić żeby budzić się z kacem. Grzeczna byłam jak cholera a obudził mnie masakryczny ból głowy. Może źródło przedawkowania  jest nienamacalne, irracjonalne, mistyczne, żadne tam używki czy balangi, tylko mój mózg niebezpiecznie czymś zainfekowany. Tak po ludzku mówiąc za dużo chyba ostatnio myślałam a to ponoć może boleć, ałć. I co ja sobie myślałam? Zastanawiające czy  problem w ilości myśli czy w tematyce. Ilość hurtowa tematyka różna. Do wyboru do koloru. Posegreguję, może jakiś dr. Hause wyśledzi przyczynę bólu ( tylko do lodówki niech nie zagląda ),
- sprawy bieżące - domowe, pieniądze, obiady, oceny, skarpetki, bolki, czapki, prace na technikę, urwana klapa od kibla, organizowanie wyprawy na marsa, przeziębienia itd, itd
- pracowe- wieczny dylemat dlaczego trzeba wszystko pieprzyć-spieprzyć i pretensje że się nie identyfikujemy,
- tematy zastępcze do rozmyślania żeby nie rozmyślać o tym co zabolało, czyli cały świat otaczający, polityka ( nawet jej nie lubię) kultura i sztuka, 
- ostatnio nawet poruszyła mnie do głębi opowieść o tym jak u nas w szpitalu robili w szóstym miesiącu cesarkę dziewczynie chorej na świńską grypę, nie wiem czy przeżyli, a jej pierwsze dziecko też chore,
- i jeszcze inne związane z ludźmi mi bliskimi.

Zwoje się przegrzały. Dzisiaj urodziny dziadka. Pogubiłam się które, może 92,93? Kupię mu Playboya, w końcu chłopak z niego i ciągle w grze.