Taki żarcik. Pojawiam się i znikam. Tadam jestem. I żarcik numer dwa, równie żenujący. Jak wynieść całą wodę święconą z tego ustrojstwa co stoi przy drzwiach kościoła bez użycia naczynia? ( swoją drogą podobno straszna kolonia baterii). Najlepiej pod pachą, zamarzniętą. W dodatku tego karygodnego aktu dopuścił się Jasiu, Jan Chrzciciel kurka, zbyt długiej zimy.
Czasem wydaje mi się, że to życie to taki żarcik, i puenty bywają zabawne , chociaż całkiem zaskakujące. W gruncie rzeczy jak w tym w tym filmie Znaki z Melem Gibsonem, wszystko potem układa się w logiczną całość, chociaż indywidualnie wszelkie wydarzenia wydają się absurdalne, nieważne, dziwne, irytujące, nudne.
Bez marudzenia, w skrócie, spadanie w dół, brak sił, migrena, szara beznadzieja, najdłuższa zima nowoczesnej Europy, spać i dogorywać. I tu delikatnie zakiełkowała myśl jak głos od tego z góry " weź sobie dziecko urlop jeden dzień na odzyskanie sił". Ta? Będzie jak zwykle i nic nie pomoże. Wybór dnia całkiem przypadkowy, przy okazji koniecznym okazało się pójście z dzieckiem do kościoła na rekolekcje. Może spowiedź przy okazji? Kiedyś już tak zrobiłam i ku mojemu zaskoczeniu była to najlepsza spowiedź w moim życiu, młody ksiądz tak ze mną rozmawiał, że popłakałam się ze wzruszenia. ( zaznaczam, że nie jestem jakąś dewotką ). Nic dwa razy się nie zdarza ale ten sam kościół, nie nasz parafialny tylko dostojna bazylika, obcy księża, rekolekcje i akurat spowiedź dla dzieci. Krążyłam między konfesjonałami a naustawiali ich chyba ze dwadzieścia a tu nagle ktoś macha ręką," chodź do mnie". Poszłam. Powiedziałam dwa zdania a potem on opowiedział całe moje życie. Lekko żartobliwie, nawet mnie rozśmieszył. Po tym monologu powiedział: to już chyba wszystkie twoje grzechy dziecko, idź już.
I po tej krótkiej rozmowie ze starszym facetem w czarnej kiecy poczułam się dobrze. Nie, bardzo dobrze, lekko, swobodnie. Za rok spróbuję, jeżeli to zadziała po raz trzeci, w cuda uwierzę ;).