wtorek, 26 marca 2013

Redukcja świadomości przed Wielkanocą.

Taki żarcik. Pojawiam się i znikam. Tadam jestem. I żarcik numer dwa, równie żenujący. Jak wynieść całą wodę święconą z tego ustrojstwa co stoi przy drzwiach kościoła  bez użycia naczynia? ( swoją drogą podobno straszna kolonia baterii). Najlepiej pod pachą, zamarzniętą. W dodatku tego karygodnego aktu dopuścił się Jasiu, Jan Chrzciciel kurka, zbyt długiej zimy.

Czasem wydaje mi się, że to życie to taki żarcik, i puenty bywają zabawne , chociaż całkiem zaskakujące. W gruncie rzeczy jak w tym w tym filmie Znaki z Melem Gibsonem, wszystko potem układa się w logiczną całość, chociaż indywidualnie wszelkie wydarzenia wydają się absurdalne, nieważne, dziwne, irytujące, nudne.

Bez marudzenia, w skrócie,  spadanie w dół, brak sił, migrena, szara beznadzieja, najdłuższa zima nowoczesnej Europy, spać i dogorywać. I tu delikatnie zakiełkowała myśl jak głos od tego z góry " weź sobie dziecko urlop jeden dzień na odzyskanie sił". Ta? Będzie jak zwykle i nic nie pomoże.  Wybór dnia całkiem przypadkowy, przy okazji koniecznym okazało się pójście z dzieckiem do kościoła na rekolekcje. Może spowiedź przy okazji? Kiedyś już tak zrobiłam i ku mojemu zaskoczeniu była to najlepsza spowiedź w moim życiu, młody ksiądz tak ze mną rozmawiał, że popłakałam się ze wzruszenia. ( zaznaczam, że nie jestem jakąś dewotką ). Nic dwa razy się nie zdarza ale ten sam kościół, nie nasz parafialny tylko dostojna bazylika, obcy księża, rekolekcje i akurat spowiedź dla dzieci. Krążyłam między konfesjonałami a naustawiali ich chyba ze dwadzieścia a tu nagle ktoś macha ręką," chodź do mnie". Poszłam. Powiedziałam dwa zdania a potem on opowiedział całe moje życie. Lekko żartobliwie, nawet mnie rozśmieszył. Po tym monologu powiedział: to już chyba wszystkie twoje grzechy dziecko, idź już. 

I po tej krótkiej rozmowie ze starszym facetem w czarnej kiecy poczułam się dobrze. Nie, bardzo dobrze, lekko, swobodnie. Za rok spróbuję, jeżeli to zadziała po raz trzeci, w cuda uwierzę ;).

poniedziałek, 18 marca 2013

wtorek, 12 marca 2013

Post anastezjologiczny.

Znieczulica czy znieczulenie? Raz a skutecznie. Po co się miotać miedzy emocjami, oczekiwaniami i pragnieniami. Nic mnie nie rusza. Film sobie o miłości w sobotę obejrzałam, Big Love i dlatego tak  myślę, że dopadła mnie jakaś znieczulica potworna, bo nie kupuję wielkiej tragicznej i destrukcyjnej miłości, aczkolwiek bardzo romantycznej. Teoretycznie para młodych ludzi (ona do bólu młoda) nie mają żadnych problemów, ich bunt to tak raczej dla samego buntu, powiedziałabym dla hecy. Kasę mają, on pracę ona naukę bez oporów, jej matka na wszystko pozwala. Młodzi, piękni, zdolni, bzykają się tyle razy na ekranie, że praktycznie robi się to nudne. I tu pojawia się problem. Za bardzo się kochają o czym smutna w filmie piosenka. Męczy mnie to, że nie mogę się to wczuć, może to wiek albo doświadczenie? Problemy widocznie zamiast nas uwrażliwiać wyjaławiają naszą duszę ( ale cudny bzdet).

W niedzielę koleżanka znalazła psa przywiązanego do płotu pod lasem. Właścicielka domu za płotem powiedziała, że ktoś go chyba zostawił i może go zabrać. Zabrała, nakarmiła, przenocowała. Na drugi dzień zadzwoniła do gospodarki komunalnej bo oni zlecają jednemu człowiekowi przewożenie bezdomnych psów do schroniska.  Pani po drugiej stronie telefonu zakomunikowała, że psa trzeba ponownie przywiązać do tego płotu bo z innego miejsca, tym bardziej z posesji prywatnej nie można go zabrać. Ta moje koleżanka, najtwardsza z wszystkich twardzieli jakich znam, popłakała się. Panią z lekka zbeształa że to nie ludzkie, z człowiekiem od psów, dogadała się już po ludzku, a może bardziej po psiemu, żeby znajdzie zaoszczędzić kolejnych traumatycznych przeżyć.

sobota, 9 marca 2013

Utopia i koza



Tak najchętniej, zaszyłabym się w lesie, chociaż na chwilę, domek, drzewa, ogródek, kilka kurek i koza. 

czwartek, 7 marca 2013

Święto Wściekłego Psa


Słodko-ostry zawrót w głowie.
Długo szukałam, bardzo długo utworu, który by uświetnił ten post. Pisze i jeszcze nie wiem. Tak, Święto Wściekłego Psa to alternatywna forma Dnia Kobiet. Trzeba iść lać pieski w mordki i nie narzekać, śmiać się i bawić. Taka lokalna tradycja. W zeszłym roku po pieskach odwoził nas do domów nasz tata a w radiu leciała jakaś eksperymentalna muzyka raczej jazzowa, mniej więcej czułam się tak jakbym miała odlot w brzęczących rurach. 
W wigilię tego doniosłego święta myślę o tych kobietach, które walczą z tą wścieklizną, generalnie ładne, zadbane, gustowne na miarę naszego miasta, energiczne i uśmiechnięte. Przekrój wieku od 20-60 prawie że. Na oko wiek do rozróżnienia, po zachowaniu to już trudniej. Właśnie, uśmiechnięte, przebojowe, pewne siebie a każda ma jakiegoś garba, przeżytą traumę, worek problemów. Czasami bardzo wielkich. Niesamowita jest wola istnienia, na przekór a jednak w zgodzie ze sobą.

I piosenka Durna miłość

wtorek, 5 marca 2013

Spokojnie to tylko awaria.

                                                       Przytkało mnie, być może od tej wiosny. Nie mam refleksji, przemyśleń, stan obojętnienia generalnie.Nic mnie nie zachwyca, nie porywa, nie wkurza i nie wzrusza. Może gdyby jakiś impuls, piorun który by mi czaszkę rozłupał na dwie części.