Wracam do tradycji wtorkowych ckliwych piosenek o miłości. Dzisiaj o tej trudnej, o rozstaniach i wątpliwych powrotach. Trudno? Trudno. Wracam po przerwie, krótkiej w sumie w stosunku do wieczności, spowodowanej problemami technicznymi. Technicznie nie mogłam się przełamać, skurcz mózgu, spowodowany niemożnością ogarnięcia szalejącej na zewnątrz rzeczywistości. Dzisiaj, ciut,....ciut, ciut, odmrażają mi się zwoje, więc sobie pisze bez sensu, zanim zaspawają się na stałe.
Poszukuję odprężania, recepty na zmobilizowanie sił, pobudzenie, magiel po którym wyskoczę z uśmiechem na ustach i okrzykiem Tadam, hello again !!!!
Kilka moich autorskich propozycji w tym temacie:
- sen, owinięcie się w kołderkę i udawanie martwej stonki,
- oglądanie programów przyrodniczych, odpręża a jakże, nnnnnnnajbardziej podobają mi się te o krokodylach, jak łapią i trawią swoje ofiary, ewentualnie może być o potworach morskich ,
- acai, to jakieś jagody, które rosną w Brazylii na drzewach, podobno bomba energetyczna, jeszcze nie próbowałam,
- praca, długo działała jak rewelacyjny katalizator aktywności ale z czasem ten efekt całkiem zbladł, siebie oczywiście za to nie winię, trochę to trwało zanim zrozumiałam, że świetne pomysły i chęć do działania najlepiej przesiedzieć w kącie,
- dzieci, no rewelacja, energia i motywacja, z małym zastrzeżeniem, potrafią potem cały ten nadbilans energii wyssać z naddatkiem, ale zawsze coś sie dzieje,
- ostatnim moim pomysłem dzisiaj jest turlanie się w śniegu, tylko, zawsze, zawsze, ta lampa musi się zapalać że gdzieś pod tym białym puchem czai się psia kupa, która tylko czeka na turlających. Fobia jakaś, czy co ?